00:00

Malta - wypad na dwa dni


Co można zwiedzić jeśli ma się do dyspozycji tylko jeden weekend na Malcie? Kilka fenomenalnych miejsc!


Na Maltę wybrałam się z moją przyjaciółką Anią, co oznaczało lekko szaloną logistykę, jako że ja mieszkam we Wrocławiu, a ona w Manchesterze (Wielka Brytania). Jak dziewczyny chcą się spotkać na pogaduchy to nic ich nie zatrzyma. Zresztą układ jest doskonały jeśli chcecie spotkać się z kimś z bardziej rozwiniętych lotniczo krajów niż Polska. Z wysp jest codziennie kilka połączeń na Maltę, z Wrocławia już dużo mniej, ale razem daje to możliwość całkiem niezłej synchronizacji. Udało mi się przylecieć na miejsce kilka godzin przed Anią, a ona wyleciała tylko 3 godziny po mnie. Za to pełne dwa dni miałyśmy na zwiedzanie tego malutkiego kraju. Czy wystarczyło? Jasne, że nie :) Malta wbrew pozorom nie jest taka mała i ma mnóstwo poukrywanych skarbów. Udało nam się zobaczyć miasta Valletta i Rabat oraz urządzić sobie trekking po Gozo, co jak na dwudniowy wypad jest w sumie niemałym osiągnięciem i według mnie całkiem dobrą proporcją miast do dzikiej przyrody.


Stolica Malty - Valletta


Jako bazę wybrałyśmy apartament w stolicy Malty - Valletcie. Zależało nam by być jak najbliżej tego przystanku autobusowego. Jest to główny hub przesiadkowy, skąd szybko i łatwo można dostać się w dowolne miejsce Malty w tym na lotnisko i do przeprawy promowej na Gozo. Przy dwudniowym wypadzie słowo "szybko" szybko :D staje się słowem kluczem. Zasadniczo komunikacja autobusowa na Malcie jest doskonale rozwinięta i można na niej polegać. Wszystkie autobusy odjeżdżały na czas i podróżowały do późnych godzin nocnych. Przy dwóch dniach nie opłaca się kupowanie żadnego karnetu, ale jednorazowe bilety można dostać u kierowcy w każdym autobusie.
fot. Główny hub przesiadkowy na Malcie znajduje się w miejscowości Valletta obok fontanny Trytona.

Nasze mieszkanko w Valletcie było małym pałacem w porównaniu z tym co zwykle budżetowo wybieram, ale poza sezonem (w październiku) było w bardziej niż przystępnej cenie. Apartament Il-Furjana znajdował się w zabytkowej kamienicy 10 minut piechotą do przystanku i 15 od centrum Valletty. W środku odkryto spod tynku oryginalną kamienną ścianę i belki. Mały balkonik z widokiem pokrywały kolorowe kafelki. Telewizji nie pooglądałyśmy bo, jak się okazało, goście przed nami ukradli przełączkę do kabla. Każdy ma takie pamiątki na jakie zasłużył... Ale mogłyśmy zrobić śniadanie w nowiutkiej kuchni i umyć się w wyremontowanej łazience. Właściciele, choć ich nie widzieliśmy (klucz jako to w AirB&B czekał w skrzyneczce na kod), robili wszystko by było nam wygodnie, w tym zamówili mi taksówkę i dziesięć razy pytali czy na pewno przeżyjemy bez tej przełączki :) Jeśli szukacie noclegu w Valletcie to co powiecie na jacht? Na AirB&B jest całkiem sporo ofert noclegów na jachcikach zacumowanych wokół półwyspu i cenowo jest to dość atrakcyjne. Byłam jednak bardzo szczęśliwa, że się nie zdecydowałyśmy, bo w nocy było sporo wiatru i taki nocleg by się pewnie skończył chorobą morską :)
fot. Apartament w Valetta.

Sama Valletta jest... ofiarą swojego sukcesu. Historyczne centrum jest maleńkie i zawiera dziesięciu turystów na metr kwadratowy. A miałyśmy szczęście, bo deszcz padał jak z cebra i turystów było podobno mniej. Do tego wiecie - październik - powinno być pusto. Część miasta oblegana przez turystów zaczyna się zaraz za murami miasta. Główna brama znajduje się za okazałą fontanną Trytona (tutaj też znajduje się hub autobusowy). Tutaj na przestrzeni kilku kilometrów kwadratowych znajdują się ogrody Barrakka (gdzie codziennie o 12. można oglądać salwę armatnią), kilka muzeów, Katedra z obrazem Carravagia i siatka przecinających się pod kątem prostym uliczek, z których spora część to tak naprawdę klatki schodowe :)
fot. Ogrody Barakka w miejscowości Valetta na Malcie.

Przygotujcie się więc na bieganie w górę i w dół po schodach. Pięknie to wygląda w deszczu, gdy woda spływa po kamiennych stopniach. Miałam wizję, że usiądę sobie w jednej ze zlokalizowanych bezpośrednio na schodach restauracjach i będę patrzeć jak to wszystko ładnie płynie, ale Maltańczycy rzadko widują ulewy i są na nie tak nieprzygotowani, że odrobina deszczu i wszystkie te urokliwe stoliczki są chowane do środka a restauracja jest zamykana do końca kryzysu pogodowego :)
fot. Uliczki Malty w deszczu
fot. Uliczki Malty w deszczu

Udało nam się znaleźć jedną otwartą, znajdującą się na zewnątrz i do tego posiadającą nawet parasolki. Deszcz jednak i ich zaskoczył, bo najpierw parasolki (tkaninowe od słońca :) zaczęły przeciekać, po czym kelnerzy się pochowali i przestali obsługiwać ludzi w ogródku (serio :D), po czym odetkała się rynna w kamienicy obok i puściła salwę wody jak z porządnego węża strażackiego prosto na nogi turytów :D Myślę, że kelnerzy wiedzieli kiedy uciec. Knajpki nie będę polecać, bo jedzenie nie było najlepsze.

Ogrody Barrakka jak najbardziej watro zaliczyć, bo są piękne i zwiedzenie ich zajmie wam jakieś dwie minuty. Kilka więcej jeśli zjedziecie windą i zwiedzicie też te dolne.
fot. Ogrody Barakka w miejscowości Valetta na Malcie.

Ukrywając się przed absolutnym przemoczeniem zaliczyłyśmy muzeum szpitalnictwa. Przeglądałam ofertę miejscowych muzeów i to wydawało się najciekawsze, a na miejscu czekało nas kilka zakurzonych woskowych figurek i dioram przedstawiających tajniki dawnej sztuki ucinania nóg. Jestem fanką muzeów wszelkich ale po tym doświadczeniu zdecydowałam, że te maltańskie sobie odpuszczę.
fot. Muzeum opowiadające o dawnych metodach leczenia, a raczej dobijania....

Żałowałam tylko, że nie udało mi się zarezerwować zwiedzania Hal Saflieni Hypogeum (choć szukałam wolnego terminu 4 miesiące wcześniej). Podobno jest to niesamowicie bliskie zbliżenie z archeologią, ale niestety nic więcej nie mogę o tym powiedzieć. Sprawdźcie na tej stronie czy jest wolny termin podczas waszego wyjazdu i jeśli jest to rezerwujcie natychmiast :) 

Jeśli interesujecie się architekturą na pewno docenicie gmach maltańskiego parlamentu, który leży zaraz na murami miejskimi. Współczesny gmach, wpisuje się w otoczenie dzięki wykorzystaniu tego samego kamienia elewacyjnego co na murach, a jego powierzchnia jest lekko pozałamywana, co z jednej strony ciekawie koresponduje ze zniszczeniami, których czas dokonuje w historycznych budynkach, a z drugiej pięknie załamuje światło tworząc spektakl cieni szczególnie spektakularny o zachodzie słońca. Wokół budynku wiodą, a jakże, schody. Warto przejść się nimi by zobaczyć gmach z każdej strony.
fot. Gmach parlamentu Malty.

Wiem, że trochę ubliżam temu miejscu, że za dużo ludzi, że małe i z deszczem sobie nie radzą, ale sprzedam wam tipa, co sprawiło, że ta Valletta spodobała mi się mimo wszystko. Otóż, jak już napisałam, byłam na miejscu na kilka godzin przed Anią. Nie chciałam więc zwiedzać bez niej. Postanowiłam więc przejść się poza murami miejskimi Valletty, czyli po części "nie dla turystów". Uzbroiłam się z kiełbaski dla kotów. Jestem szalonym kociarzem, a na reklamówkach Malty zawsze były jakieś koty. Włączyło mi się czerwone światełko. Bałam się, że będzie jak w Grecji, gdzie kotów było krocie, były chore, poranione i głodne, a moje serce łamało się na dziesięć części i połowę kasy przepuściłam karmę. Na Malcie na szczęście jest inaczej, kotów jest dużo, ale są zadbane, mają swoje domki, pełne miski i zasadniczo nie interesują się ludźmi. No, chyba, że masz pachnącą kocią kiełbaskę :)
fot. Malta i koty

Wracając do tematu :) Poza murami miejskimi Valletty przeszłam się po parkach tutaj, tutaj i tutaj. Pooglądałam fantastyczne widoki na budzące się do życia Trzy Miasta, obserwowałam rajskie ptaszki, zrobiłam mnóstwo głupawych zdjęć, oglądałam tropikalne rośliny i oczywiście pokarmiłam małe kociaki. Było pięknie, spokojnie i bez turystów. Taką Vallettę wam polecam.
Fot. Ja...

fot.  Valletta St. Philip's Garden
fot.  Valletta St. Philip's Garden
fot. Sir Luigi Preziosi Gardens
fot. Sir Luigi Preziosi Gardens
fot. Sa Maison Garden

Miałyśmy z Anią plan na jeszcze jedną ciekawostkę, którą chciałyśmy zobaczyć. Na wysepce obok Valletty ktoś zbudował wioskę dla kaczek. Może tam was jeszcze nie było, a warto? :) Nam zabrakło niestety czasu.

Rabat i Mdina


Wiem, że to zabrzmiało jakbym nie wiadomo ile czas spędziła w tej Valletcie, ale tak po prawdzie to byłam tam o 6 rano, o 12 dołączyła Ania, a o 16 miałyśmy już wszystko zwiedzone :) Byłyśmy przemoczone, zmęczone dzikim tłumem turystów i postanowiłyśmy, że uciekamy do Rabatu. Wsiadłyśmy w autobus z przystanku przy fontannie Trytona i niecałą godzinką później byłyśmy w Rabat. Popędziłyśmy by jeszcze przez zamknięciem zdążyć zwiedzić katakumby św. Pawła. Miejsce to wygląda jak cmentarz. Jest na otwartej przestrzeni, która przypomina park. Różnica polega na tym, że do grobów można wejść. Schodzi się po podziemi po wąskich schodach. Dalej czekają was korytarze i nisze po znajdujących się tutaj dawniej pochówkach. Poza katakumbami przygotowano dla turystów centrum informacyjne, które na początku drogi wprowadzi was w temat i stacje informacyjne o odbywających się tu wykopaliskach i odnalezionych eksponatach. Gdy zwiedzałyśmy katakumby niebo urwało się z taką mocą, że pozostało nam tylko schować się w jednym z grobów i przeczekać chwilową powódź. I tak sobie przeczekałyśmy, aż zadzwonił dzwonek, że zamykają obiekt i wywalili nas na deszcz. Mam nadzieję, że wy bardziej skorzystacie, bo miejsce jest wyjątkowo ciekawe.
Fot. Rabat - katakumby świętego Pawła


Byłyśmy przemoknięte do szpiku kości i robiło się ciemno. Zasłużyłyśmy na jakieś porządne jedzonko i trochę ciepła. Skierowałyśmy więc nasze kroki do Mdiny. Ta miejscowość jest w tym momencie dzielnicą Rabatu. Cała schowała się za wysokimi murami i wszystko w niej jest zabytkiem. Ciasne uliczki nie bardzo pozwalają na poruszanie się samochodem, więc jest to świetne miejsce by odpocząć od zgiełku. Mdina nazywana jest cichym miastem. W deszczu i późnym wieczorem była absolutnie cicha. Miałyśmy ją dla siebie. Turystów było tak mało, że można się było przestraszyć, gdy ktoś nagle wyszedł zza rogu.
Mdina ciche miasteczko na Malcie
fot. Mdina - ciche miasteczko na Malcie


Zanim wybrałam się na Maltę sprawdziłam jakie restauracje są polecane na TripAdvisorze i jedna, właśnie w Mdinie, wyjątkowo wpadła mi w oko. Mieści się na patio starej kamienicy, ale nad stolikami rozpostarty jest szklany dach. Bujna zieleń rozlewa się po ścianach. Ceną są, khem, wysokie, ale za 20 euro da się zamówić królewskie danie, w którym nie będziecie wiedzieli co jecie. Jakaś pianka (z pietruszki?), coś doskonale rozpływającego się w ustach (mięso?). Nie bardzo wiem co jadłam, ale było przepyszne.
fot. Piękne wnętrze restauracji w Mdina

fot. ... i piękne jedzenie w restauracji w Mdina

Wchodzimy do restauracji w tej kompletnie wyludnionej Mdinie, a tam wita nas kelner niezwykle zdziwiony, że ryzykowałyśmy odwiedziny bez rezerwacji. Po czym znalazł nam ostatni niezarezerwowany stoliczek. Polecam robić rezerwacje, świat już wie o tym miejscu :)

Z Mdiny wróciłyśmy do Valletty autobusem, który odjeżdżał zaraz spod bram miejskich Mdiny.

Nasz drugi dzień postanowiłyśmy spędzić na łonie przyrody i wybrałyśmy się na świetny trekking po Gozo. Więcej o tej przygodzie przeczytasz tutaj:
GOZO - TREKKING PO MNIEJSZEJ WYSPIE MALTY

Na pewno wiele ciekawych miejsc w Valletcie lub Rabat mnie ominęło. Jeśli coś przychodzi ci do głowy, podziel się tym proszę z innymi w komentarzach. Jeśli masz jakieś pytania - pytaj! Chętnie odpowiem.


Copyright © Podróże z Wrocławia , Blogger