00:24

Torfowisko w Zieleńcu - pieszo z Dusznik Zdróju

Torfowisko w Zieleńcu - pieszo z Dusznik Zdróju

Torfowisko to taka mokra łąka. Mokra tak bardzo, że warunki panujące w glebie nie pozwalają roślinom na odżywianie się przy pomocy korzeni i roślinki muszą być sprytne. Zamiast tego zjadają na przykład... robaczka. Tak radzą sobie owadożerne rosiczki, które, tak, rosną w Polsce i to jeszcze niedaleko Wrocławia. 

Mokra łąka to mało zachęcający opis, ale jeśli chcecie aby przyroda was pozytywnie zaskoczyła to jest idealny kierunek dla was. Warunki na torfowisku są tak unikalne, że wszystkie rośliny, które tam rosną są w jakiś sposób wyjątkowe. Ja jestem bardzo zapalonym ogrodnikiem, ale nigdy jeszcze nie widziałam wełnianki. Kiedy przyjechaliśmy był akurat czas jej kwitnienia, więc zewsząd otaczał nas biały puch. Jak widać na poniższym zdjęciu, to, co władze parku obiecują na zdjęciach ma swoje potwierdzenie w rzeczywistości. 

Cudna jest możliwość pełnej imersji w tym zachwycającym krajobrazie, jako że zwiedzanie jest doskonale zorganizowane i możesz poruszać się po drewnianych kładkach.

Jak tam dotrzeć? Zapewne najłatwiej samochodem, ale nie posiadamy, więc musieliśmy zrobić z tego dwudniową wycieczkę. Niestety, nie da się dotrzeć do miejscowości Zieleniec komunikacją zbiorową w lecie. Przeszukałam cały Internet i nie mogłam znaleźć ani jednego połącznia. Nie mogąc w to uwierzyć napisałam do właścicieli hotelu, który rozważaliśmy na nocleg, z pytaniem jak do nich dotrzeć bez auta i... odpisali, że się nie da. Tu wstawiłabym tyradę na temat organizacji naszego państwa, ale w sumie to ostatecznie się cieszę, bo mieliśmy wspaniałą pieszą wycieczkę.

Wsiedliśmy więc w pociąg na Wrocław Główny jadący do Dusznik Zdroju i stamtąd ruszyliśmy w las do Zieleńca. Wyjechaliśmy dość wczesnym pociągiem, ale powiem wam szczerze, że nie było to konieczne, bo na miejscu byliśmy jakoś o piętnastej. Spokojnie można więc wyjechać czymś późniejszym. Jako, że drugiego dnia planowaliśmy iść z Zieleńca z powrotem do Dusznik przez torfowiska, na pierwszy dzień wybraliśmy inną, mniej ciekawą trasę. Link do trasy Duszniki zdrój - Zieleniec.

Droga prowadziła głównie przez las. Była lekka, dość płaska i mogłaby być dość nudna, gdyby nie jeleń, który jakimś cudem miał z nami po drodze. Nasza trasa prowadziła nasypem wysoko nad rzeczką, a jego środkiem rzeczki i chyba właśnie jej szum sprawił, że zwierzę zupełnie nas nie słyszało. I tak sobie szliśmy. My na górze, on na dole. 

Ostatnia część trasy wiedzie nas wzdłuż asfaltu co jest mało przyjemne, ale co tu dużo mówić. Zieleniec poza sezonem to miasto widmo, wiec za wiele samochodów do niego nie jechało. 

No właśnie, ten Zieleniec. "O jo joj" to najbardziej odpowiedni opis, który ciśnie się na usta. W sumie pięknie położony, na szczycie gór, przy granicy z Czechami, no i przede wszystkim przy torfowiskach, ale chyba nikt mu jeszcze o tym nie powiedział. 


Miejscowość była wymarła i na każdym kroku dawała znać, że wolno jej istnieć tylko w zimie o czym przypominały nazwy pozamykanych hoteli odmieniających przez wszystkie przypadki słowo zima. Ewentualnie "winter" jak ktoś chciał brzmieć międzynarodowo. No ok, poza jednym, który nazywał się "Bida z nędzą" i stał tak, jakby chciał wszystkie inne podsumować. 

Nasz hotel nazywał się "Nartorama". Narty to kolejny nadużywany pomysł na nazewnictwo w okolicy. Byliśmy jedynymi gośćmi, ale za to było tanio, a personel był przemiły i poratował nas igłą, gdy złapałam kleszcza. Oczywiście, urwaliśmy mu łepek przy wyciąganiu. Nawet obiecane śniadanie w formie bufetu rozstawiono tylko dla nas, bezpośrednio na jednym ze stolików, więc jedliśmy je jak indyjską ucztę z tysiąca małych miseczek :) 

Powiem wam jednak, że bardzo żałuję, że wzięliśmy sobie hotel, bo później zorientowałam się, że tereny wokół torfowisk to wyjątkowo duży, jak na Karkonosze obszar dopuszczony do legalnego spania w namiocie. Tutaj macie link do mapy programu "czaswlas", gdzie widać inne takie legalne obszary i jak widać nie ma tego wiele. Potraktujcie to więc jako dobrą okazję i łapcie za namiot!

Drugiego dnia zapowiedziano na godzinę piętnastą ulewne deszcze. Wyruszyliśmy więc o świcie, przekonani, że spokojnie zdążymy zwiedzić torfowiska i przejść resztę trasy do schroniska "Pod Muflonem" w Dusznikach Zdroju. Nie zdążyliśmy, ale o tym później. Link do trasy Zieleniec - Duszniki Zdrój.

Pierwsza część trasy urzekła nas swoją bujną zielenią. Liście łopianu rozwinęły się jak wielkie parasole i zmieniły leśną ścieżkę w krajobraz z władcy pierścieni. 

Po chwili dżungla zmieniła się w piękną łąkę, usraną kwiatami (lubię to powiedzenie), a zaraz potem było już torfowisko. Odległość z Zieleńca jest niewielka i doskonała na mały spacerek. 

Torfowisko odsłania się stopniowo. Najpierw widoczki wychylają się gdzieniegdzie spomiędzy gęstych drzew, a jak już napstrykacie tam zdjęć i wyda wam się, że to koniec, nagle przywitają was te cudne drewniane ścieżki pozwalające wyjść na sam środek torfowego poletka. 


Informacje dydaktyczne na tablicach pozwolą wam przy okazji się czegoś nauczyć, wiec nie będę tu tego powtarzać, ale pozwolę sobie na jedną dygresję. Jak już będziecie tam stać i patrzeć jak jest ładnie, pomyślcie o waszych domowych kwiatkach. I teraz przypomnijcie sobie w jakiej ziemi je posadziliście. Nie zwróciliście uwagi? No właśnie mało kto zwraca uwagę, a tym czasem większość(!) ziemi dostępnej w polskich sklepach ogrodniczych to ziemia torfowa, wykopana właśnie z takich torfowisk. Wyobraźcie sobie, że ktoś tu wjeżdża koparką i kopie sobie ziemię do torebek. Torf ma unikalne właściwości, zawiera mnóstwo węgla (torfowiska idealnie pochłaniają co2 i magazynują w dolnych warstwach) i krótko mówiąc jest dobry do kwiatków, dlatego bezmyślnie kopano go przez lata. Aktualnie powszechnie dostępna jest już ziemia beztorfowa i ja tylko takiej używam do wszystkich moich kwiatów i działkowych rozsad. Nie widzę żadnej różnicy w jakości. W Unii trwają prace nad zakazaniem wykorzystania torfu w ogrodnictwie, ale zanim to się stanie, zwróćcie uwagę co kupujecie. 

Nad pięknem torfowisk nie będę się rozpisywać. Po prostu zostawię tu te zdjęcia.


Po zwiedzaniu ruszyliśmy w stronę Dusznik. Była godzina dwunasta, długo przed zapowiadaną burzą i nagle... zrobiło się zupełnie ciemno. Tak ciemno, że zaczęłam się zastanawiać, czy spakowałam czołówkę. 

Zaczął wiać zawzięty wiatr i drzewa postanowiły sprawdzić czy są w stanie wygiąć się praktycznie do poziomej pozycji. Jeszcze nawet nie zaczęło padać, a byliśmy już lekko przerażeni i wtedy naszym oczom ukazał się... domek.  Biegnąc do niego w ciemnościach, deszczu, dotykana gałęziami, które same wygięły się w moją stronę, czułam się jak w filmie "Martwe Zło", ale nasza chatka po środku lasu okazała się po prostu paśnikiem dla jeleni. Mile zawinięci w sianko przeczekaliśmy całą burzę. 


Do Dusznik doszliśmy w stanie zupełnie suchym, wzbudzając zazdrość wszystkich spotkanych po drodze turystów. Oni za to wzbudzali moją absolutną litość, bo byli przemoczeni do suchej nitki (dlaczego tak się mówi? Nie było na nich żadnej suchej nitki). Minęliśmy nawet jedną turystkę, która szła owinięta w ręcznik, chyba tylko to zostało jej suche :D 


Reszta trasy znów zaskoczyła nas animalnie, tym razem dzięki Salamandrom Plamistym, które, jak się dowiedzieliśmy, wychodzą gdy jest ciemno i mokro, czyli dokładnie przy warunkach występujących po burzy. Pierwszej salamandrze (w naszym życiu!) zrobiliśmy tysiąc zdjęć, nachwaliliśmy się jej kolorom, ale zaraz spotkaliśmy następne i następne, nawet całą rodzinkę. Okazuje się, że jest ich w lesie bardzo dużo. W lesie, przez który szliśmy już kilka razy, nawet kawałek tą samą trasą, ale nigdy wcześniej ich nie widzieliśmy. Przykro mi, jak chcecie zobaczyć Salamandrę musicie porządnie zmoknąć.


Nocowaliśmy w schronisku "Pod Muflonem", które jest pięknym drewnianym budynkiem, spoglądającym lekko z góry na Duszniki. Mają tam dużo pokoi, wiec praktycznie zawsze któryś jest wolny. Jedzenie też jest całkiem niezłe, choć ceny jedzenia są raczej restauracyjne. Nie musieliśmy spać tam drugiego dnia, bo spokojnie zdążylibyśmy na pociąg, ale mieliśmy ochotę. 


Mam nadzieję, że opis naszej małej eskapady zainspiruje was do wyjazdu. Dawno nie pisałam na blogu, o jakiejś dużej podróży bo... po prostu nie było ich. Najpierw Pandemia uziemiła nas w Polsce, a potem inflacja przycięła nam skrzydła. Powoli odbijamy się i mam nadzieję, że niedługo wrócimy do podróżowania. Zapewne tylko... bardziej budżetowego :)

Poniżej wrzucam jeszcze kilka zdjęć z trasy pieszej wycieczki Duszniki Zdrój - Zieleniec torfowisko:

fot. Początek trasy w Dusznikach Zdroju

fot. Muzeum papieru w Dusznikach Zdroju
fot. Łąka w okolicy Zieleńca

fot. Poważna fotografia przyrody

Fot. My :)

fot. Widoki z pierwszego dnia

fot. przystanek na trasie

Fot. Pan góral czeka na zimę w Zieleńcu (ps. słaba nazwa miejscowości, biorąc pod uwagę, że żyją tylko zimą).

01:47

Rowerem z Wrocławia nad jezioro w Wałach

Rowerem z Wrocławia nad jezioro w Wałach
W tym roku, wiadomo, nici z dalekich podróży. Zaczęłam więc kombinować jakby tu jednak gdzieś się wybrać, tak by było maksymalnie bezpiecznie. Lepiej teraz chuchać na zimne niż dać nachuchać na siebie :) Nie mamy auta i nie chciałam korzystać ze zbiorowej komunikacji, więc ostał się rower i taki plan: Start z Wrocławia oczywiście. Trzy dni nad jeziorem w Wałach. 32 kilometry w jedną stronę z przystankiem po środku nad drugim jeziorem :) Cała trasa biegnie wałami, ścieżkami rowerowymi lub (tylko chwilę) rzadko uczęszczaną ulicą. Mapka na końcu.


Jezioro w Wałach nie jest miejscem wyjątkowym ale jest fortunnie położone, dzięki czemu dojazd z Wrocławia rowerem jest czystą przyjemnością. W sumie to nie znalazłam go szukając jezior, a miejsc noclegowych w okolicach ścieżek rowerowych i wałów. Udało mi się, jak sama nazwa jeziora wskazuję :) . I jest idealnie oddalone by dojechać w jeden dzień. W razie załamania pogody można wrócić pociągiem z oddalonego o 3 km Brzegu Dolnego. 


Jezioro jest malutkie, niepopularne i super! Gwarantuje nam to trochę dystansu społecznego. Z jednej strony jest płatna plaża z ratownikiem, toaletami, strefą grillową i wypożyczalnią łódek/kajaków/rowerów wodnych (wstęp darmowy jeśli śpicie w ośrodku). 


Z drugiej strony jeziora jest fotogeniczna plaża z klifem. Gdzie można poleżeć pod parasolem z drzew.


Woda jest czyściutka, a dno jest przyjemnym ubitym piaseczkiem. Żadnego mułu!



My jesteśmy rannymi ptaszkami i na plaży byliśmy wcześnie rano, co zapewniło nam niespodziewany kontakt z przyrodą. Po drodze wpadliśmy na Pana lisa, a w jeziorze pływał… wąż! Spokojnie, to niejadowity zaskroniec, nie do pomylenia dzięki wyraźnym żółtym plamom za skroniami. Gatunek ten czasem poluje na ryby, na czym najwyraźniej go przyłapaliśmy. Czmychnął od razu jak nas zobaczył. Ale żeby się schować musiał przepłynąć kilka metrów, więc co widzieliśmy to nasze :) Warto rano wstać. 


Jeśli wybierzecie się do Wałów, to macie do wyboru nocleg w Ośrodek Wypoczynkowy Wały lub w namiocie. My bardzo polecamy kwaterę, bo warunki są nie byle jakie, a ceny niskie. Wyremontowane łazienki i zadbana kuchnia. Wygodne łóżka. Strefa grillowa z grillem gazowym. Miejsce na ognisko. Stół do śniadania na zewnątrz z widokiem na konie. W tym, teraz, dwa małe źrebaki! 


Jedynym minusem jest to, że restauracja nad jeziorem otwiera się tylko gdy jest ruch. My przyjechaliśmy przed wakacjami szkolnymi i w środku tygodnia, by zminimalizować ryzyko zakażenia koronawirusem no i pokarało. Nie było gdzie zjeść. Polecam się nastawić, że knajpa będzie zamknięta i zabrać wałówkę by korzystać z kuchni lub grilla. Można też zapewne zamówić jedzenie z dowozem z Brzegu, to tylko 3 km. Lub, tak jak my, przejść się do miasta na obiad. 


Droga jest piękna. Prowadzi ścieżką wśród pól i kończy się na pałacu (obecnie urząd) z zadbanym ogrodem francuskim. Niedaleko jest tania ukraińska pierogarnia lub dalej restauracja "Galeria", gdzie objedliśmy się tak, że nie mieliśmy sił wracać. Trochę do niej daleko (pewnie mądrzej by było jechać rowerem) ale po drodze zwiedziliśmy Brzeg, w tym pałac, wielki park i piękną aleję między wybiegami jakiejś stadniny. 


W drodze powrotnej z Brzegu Dolnego można zrobić zakupy na kolację, bo przy pałacu jest markecik. 


Tutaj możecie zobaczyć całą trasę:  Mapka trasy jest tutaj KLIK!


Na mapce zaznaczyłam naszą trasę. 90 procent to ścieżki rowerowe biegnące po wałach. Wspaniale się nimi jedzie! 

Niestety dwa fragmenty wału mocno zarosły roślinami. Odcinek zaznaczony na czarno ominęliśmy ulicą (bardzo spokojną). Możliwe, że dziś już jest przejezdny jeśli wykosili. 

Ten zaznaczony na żółto przejechaliśmy pomiędzy roślinami, ale jest to wał i jego ostatni kilometr został świeżo odnowiony… Przy pomocy piasku :( nie dało się jechać, więc poprowadziliśmy rowery. Na szczęście po tylu kilometrach na siodełku moment spaceru jest nawet przyjemny. 

 
Na zdjęciu poniżej widać trasę, gdzie dobrze się jedzie (zdecydowana większość) i moment, gdy wały są zarośnięte.


Na mapce zaznaczyłam wam dwie strzałki. To miejsca na doskonałe przystanki na trasie. Niebieska strzałka wskazuje powalone drzewo. Ułożone tak, by stanowić ławkę dla turystów. Czerwona strzałka oznacza jezioro Kopalnia. Można tu odpocząć na leżaku i coś zjeść. Ps. Krótki fragment trasy, przed samym jeziorem Kopalnia jest w remoncie i postawili znak "zakaz wjazdu". My ominęliśmy ten fragment i jechaliśmy nieprzyjemną ulicą, ale polecam olać znak i jechać. Widziałam, że ludzie jeździli tamtędy rowerami jak gdyby nigdy nic.



Polecamy bardzo taką wyprawę jeśli zastanawiacie się, gdzie można się wybrać z Wrocławia, na kilkudniową wycieczkę rowerową. 

Miłej podróży!


08:58

Jak dojechać z Wrocławia do Czech na narty, bez samochodu? Dawka wiedzy tajemnej...

Jak dojechać z Wrocławia do Czech na narty, bez samochodu? Dawka wiedzy tajemnej...

Wydawałoby się, że to banalna sprawa. Z Wrocławia do Pec pod Sněžkou mamy równo 100 km w linii prostej. Niewiele więcej dzieli nas od narciarskiego szaleństwa w pozostałych kurortach jak Jańskie Łaźnie, Szpindlerowy Młyn czy Harrachov. Co weekend wrocławianie masowo ruszają na narty, musi więc istnieć jakaś sprawna komunikacja publiczna, która nas tam zabierze...

00:27

Bolonia – miasto idealne... Na deszcz!

Bolonia – miasto idealne... Na deszcz!

Planujesz spontaniczny citybreak jesienią, ale boisz się, że nie będzie pogody? Bolonia to idealne miasto na deszcz! Dlaczego?

00:00

Gozo - trekking po mniejszej wyspie Malty

Gozo - trekking po mniejszej wyspie Malty
Nasz drugi dzień na Malcie postanowiłyśmy spędzić na łonie przyrody i sprawdzić czym dokładnie ludzie się tak zachwycają...

00:00

Malta - wypad na dwa dni

Malta - wypad na dwa dni

Co można zwiedzić jeśli ma się do dyspozycji tylko jeden weekend na Malcie? Kilka fenomenalnych miejsc!

23:33

Lizbona - w jeden dzień!

Lizbona - w jeden dzień!

Mieliśmy tylko jeden dzień, by zobaczyć Lizbonę, ale za to wielką przewagę, w postaci kumpla na miejscu...

12:38

Faro - co warto zobaczyć

Faro - co warto zobaczyć


Faro to miasteczko idealne do odpoczynku. Ciche, spokojne, otoczone przyrodą i niespecjalnie turystyczne. Ludzie nazywają je "bramą do Algavre".

09:09

Jak spacer, to na wypasie - ŚCIEŻKA BOGÓW

Jak spacer, to na wypasie - ŚCIEŻKA BOGÓW

Ścieżka bogów, to jeden z najsłynniejszych szlaków pieszych we Włoszech. Nie przestraszcie się nazwy, ścieżka jak najbardziej jest dla ludzi :)

02:33

A jakby tak wsiąść w samolot i już za 4 godziny zwiedzać Pompeje?

A jakby tak wsiąść w samolot i już za 4 godziny zwiedzać Pompeje?

Od dziecka pochłaniałam programy National Geographic o odkryciach z czasów starożytnych, odkopanych złotych monetach, tajemnicach skrywanych przez bezimienne szkielety...
Copyright © Podróże z Wrocławia , Blogger